Życie codzienne mieszkańców wsi

Ja pamiętam u nas na osiedlu stary dom pokryty strzechą, ale to my już w nim nie mieszkaliśmy. Zamiast krzeseł były ławki drewniane. Na ścianach wisiały takie z drewna porobione maty.

Krystyna Golec z Zalesia

 

            Dawne domy budowane były z drzewa sosnowego, w większości łączone były z zabudowaniami gospodarczymi (obora, stajnia, stodoła). Kryte były strzechą – ze słomy robiono wiązki, tzw. kiczki i tym kryto dach. Okna były małe żeby ciepło nie uciekało. Pomieszczenia w domu były duże, największa izba służyła jako pokój dzienny i sypialnia, kuchnia. Komora służyła do przechowania odzieży, artykułów spożywczych, wszystkiego co było potrzebne do codziennego użytku. Pod komorą była piwnica w której przechowywano płody rolne. Na dzisiejszy korytarz mówiono sień. Przerwy między balami "mszyto" mchem, a wewnątrz ściany były wykładane trzciną i tynkowane. Z zewnątrz dom bielono wapnem. Podłoga była wykonana z gliny i desek a w stodole ubita glina, tzw. klepisko służyło do omłotów. Na wyposażeniu domu znajdowały się łóżka, ławy, stół, krzesła, kredens, szafa dwudrzwiowa, piec. Niekiedy pod częścią pieca znajdował się schowek, w którym przechowywano ziemniaki, które używane były w zimie, a reszta ziemniaków przechowywana była w kopcach (...) do wiosny. Kopiec wykopany był w ziemi, przykryty słomą, gałęziami świerkowymi, aby gryzonie nie dostały się do środka, liśćmi i przysypany był ziemią. Na środku kopca było wstawione odpowietrzenie (chochoł ze słomy).

Sprzęt i przedmioty pomocne w domach to:

Cebrzyk – służył do noszenia wody i kąpania dzieci

Kądziel – do przędzenia

Dzieża – dzieżka – do mieszania ciasta na chleb

Pociosek – do wyciągania popiołu z pieca

Koszyczki – wykonane ze słomy, w których rosło ciasto na chleb

Niecka – służyła do kapania dzieci,

Kanka – pojemnik na wodę, mleko,

Cepy – służyły do omłotów zboża,

Żarna – do mielenia zboża,

Beczki drewniane – do kiszenia kapusty

Sierp i kosa – służyły do rżnięcia trawy i zboża

Kubek i osełka – osprzęt do kosy,

Drewniane taczki – nie przypominające dzisiejszych,

Skopiec drewniany z uchem – wiadro do wody

Kijonka – do prania ubrań przy rzece

Tara – do prania

Stępa – do tłuczenia kaszy, prosa

Przetak – do podsiewania zboża,

Maśniczka – do produkcji masła,

Sieczkarnia – do robienia sieczki,

Sprzęt ogrodniczy, widły, graca, grele, motyka.

W kuchni używano naczyń glinianych oraz aluminiowych. Jeśli w garnku aluminiowym wypadła dziura, zanitowano i garnek służył dalej (dobry garnek to miał nit na nicie).

Stanisława Kępa z Medyni Łańcuckiej

 

            Wszystko było gliniane. Miski były gliniane i z tego się jadło. Takie rzeczy kupowało się u garncarzy, u nas z tym nie było problemu. Gotowano na kuchniach w takich blaszanych.            

Krystyna Golec z Zalesia

 

            A jakie były wtedy lodówki, które się wcale nie psuły! Była studnia, była taka bania ocynkowana, mleko sie tam wlewało, zamykało i topiło sie w studni. Na 10 metrach było około 7 stopni.

Antoni Piekło z Czarnej

 

            Drewno na opał robiono przeważnie w zimie, latem zbierano szyszki, sęki. To wszystko wynoszono w płachtach (paruchach) lub wywożono drewnianymi taczkami. Gajowy dawał gałęzie w zamian za nasadzanie lasu. W lesie używano pił ręcznych (tzw. "twoja moja"). Do korowania drewna używano ośnika. A do robienia kantówek (płatew) na to służył topór. Używany obszar lasu pochodził od nadanych numerów sekcji lasu, ale mieszkańcy używali też swoich nazw, np. Lisia Góra, Mościny, Zagrodzone pod Wisłokiem, Pod Łąkami. Pierwsza, Dziewiąta, Szesnasta. Grabanie liści i trawy (włośnica), która służyła jako ocieplenie domu (pogródka) lub jako ściółka.  

Stanisława Kępa z Medyni Łańcuckiej

 

PIECZENIE CHLEBA

            Aby upiec chleb trzeba było przygotować mąkę. Mielenie było w żarnach. Żarna to były dwa okrągłe kamienie leżące na sobie, z otworem na zboże i drugim otworem na mąkę. Była zamontowana laska do pociągania kamieni(..).  Z mamusią mieliłam w żarnach. To była ciężka praca, kiedy już się rozkręciły kamienie to było lżej, ale najgorzej było ruszyć z miejsca. Pełnoziarniste wszystko było (zmielona w żarnach mąka). Z tego był pieczony chleb, dlatego wychodził ciemny. Zaczyn na chleb robiło się w dzieży. Był to pojemnik okrągły zrobiony z desek. Rano do zaczynu dawało się mąkę, trochę drożdży, albo bez drożdży i z wody, soli – zrobiło się ciasto. Postało do dwóch godzin, ruszyło i formowało się bochenki w koszyczkach specjalnie wykonanych ze słomy. Robiło się też podpłomyki, takie podobne jak dzisiejsza pizza. Chleb godzinę, półtorej siedział w piecu i potem się wyjmowało. Pociaskiem  się wysuwało chleb (z pieca). I tak to wyglądało pieczenie chleba. Aby upiec chleb trzeba było przysposobić drzewa. W lesie ścinane były sosny, pozostawały pniaki i na te pniaki chodzili mężczyźni, zmawiali się w kilku aby wzajemnie sobie pomagać. Po odsłonięciu korzenia trzeba było wyturlać go z dołu przynajmniej we dwóch. Ja jako mała dziewczynka po ukończeniu 7 klasy chodziłam z tatą też i pomagałam piasek wyrzucać z tego dołu by odkryć korzenie. Po przewiezieniu do domu, trzeba było to wszystko rozbijać za pomocą klinów i buławy zrobionej z klocka. Węgiel (drzewny) który został w piecu po pieczeniu chleba wykorzystywano do żelazek, tak, że to wszystko było potrzebne.

Maria Ruszel z Czarnej

 

            Chleb piekło się z serwatki. Kwaśne mleko, drożdże, mąka żytnia i gotowane ziemniaki. Rozczyn był robiony w tak zwanej dzieżce. U nas w piecu mieściło się 6 bochnów chleba. Przechowywany był w zbożu, dłużej trzymał świeżość. Ale jak się zjadało ostatni bochen, to jak się kroiło nożem to aż piszczał, bo był już zeschnięty.

Krystyna Golec z Zalesia

 

            Pieczenie chleba to był pewien rytuał. Robiło się rozczyn, a potem na drugi dzień dopiero przygotowywano ciasto. Po zrobieniu ciasta wsadzało się go do dzieży i należało cmoknąć żeby lepiej rosło. Przed pieczeniem chleba piekło się podpłomyki, wspaniałe i smaczne rodzaje placków. Każdy bochenek chleba wsadzany do pieca trzeba było przeżegnać.

Stefan Ruta z Łańcuta, pochodzący z Medyni Głogowskiej

 

            Na cztery bochenki chleba wchodziło do pieca. Piecze się chleb z żytniej mąki, dodaje się troszkę pszenicznej ale piecze się z żytniej mąki. No i dziś na jutro trzeba ten chleb  rozczynić żeby on ukisł. Chleb się piekło na serwatce. A jak nie było serwatki no to nawet na kwaśnym mleku. Tam odrobinę resztę wody. Ale najlepszy chleb był na serwatce pieczony. Rozrabiało się, taki rozczyn się robiło, zostawiało się do drugiego dnia. Na drugi dzień się wsypywało jeszcze resztę mąki do tego no i szła sól, mąka, drożdże trzeba było też dać. I to wszystko się wyrabiało. Dawniej to się chleb wsadzało do pieca chlebowego. Łopata była taka specjalnie okrągła, i na tej łopacie się wkładało. (...) Najpierw trzeba było w piecu napalić drzewem olchowym. Paliło się takie dość grube drzewa. To drzewo jak się już wypaliło, rozrzucało się, był taki pociasek, tym pociaskiem się tak to, ten ogień na cały piec rozkładało i chwilkę się czekało żeby to się wypaliło, żeby się nagrzał piec. Bo tam była (cegła) szamotka, (piec) wykładany był szamotką. Musiała się nagrzać żeby potem dwie godziny się chleb piekł. Więc jak już ogień przygasał to wtedy się pogrzewaczem to wszystko wygarniało. Było takie robione też, taka miotła ze słomy. Maczało się ją we wodzie bo to by się spaliła jak by wsadził do pieca. Maczało się ją we wodzie i w tym piecu się elegancko wyzamiatało, żeby nie było tego popiołu, żeby nie wsadzić na popiół bo potem by zgrzytało w zębach. Jak się ten piec wymiotło, wtedy się wkładało chleb, był wyrobiony w koszyczkach, potem się z tych koszyczków wysypywało na tę łopatę taką drewnianą i myło się go z wierzchu wodą i wkładało się go do pieca, wszystkie cztery bochenki. Zamykało się piec. Po godzinie czasu się piec odmykało, chleb się ruszało żeby go oderwać od dna. Było tak, nie wiem dlaczego ale zawsze trzeba było ten chleb poruszać tam w tym piecu. Bo nieraz jeden do drugiego przywarł, a wtedy jak się go tym pogrzewaczem poruszało to on się wtedy odkleił. I tak się lepiej już potem piekło. I znów się zamykało na następną godzinę. No i po dwóch godzinach się chleb wyjmowało, też była ciepła woda, myło się go też wodą żeby ta skorupka była taka ładna, szkląca, no i zostawał do ochłodzenia.

 Krystyna Guzek z Krzemienicy

 

            Dawniej w  polskich wsiach, prawie w każdym domu wypiekano chleb. Receptura była przekazywana z pokolenia na pokolenie, często była tajemnicą, żeby sąsiadka nie rzuciła uroku. Jak się gospodyni zabierała do pieczenia chleba, to nie mogło być za zimno w izbie, okna i drzwi zamknięte, żeby przeciągu nie było. Cały proces pieczenia chleba zaczynał się od przygotowania ciasta, inaczej rozczynu. Rozczyn składał się gotowanych ziemniaków, po ugotowaniu tłukło się je montewką i dolewało wody, żeby były rzadkie, następnie wlewało do dzieżki, dodawało mąkę zmieloną w żarnach, drożdże i miesiło bardzo długo, aż ciasto się odklejało od ręki, przeważnie ok. godziny. Tak wyrobione ciasto zostawało do wyrośnięcia na cała noc. Rano ponownie było wyrabiane, dodawana mąka i znowu ostawione w ciepłe miejsce, żeby wyrosło. Gdy gospodyni uznała, że już jest gotowe, robiła porcje, „otulała” w mące żeby nie przywarło po włożeniu do koszyczków ze słomy i znów się czekało aż  ciasto podrośnie. W między czasie piec chlebowy się już nagrzewał, a wyglądało to tak, że kładło się bardzo dużo drzewa do pieca, czekało aż się wypali i zostanie sam żar, który potem był „rozgarnywany” po całym piecu pociaskiem, żeby się równomiernie nagrzał. Następnie wyciągano chleb z koszyczków, posypywało się spód mąką, a wierzch smarowano wodą, żeby skórka po upieczeniu była chrupiąca i wkładano do pieca na specjalnej łopacie. Z takiego rozczynu było 6 dużych bochenków chleba. Po upieczeniu chleb „odpoczywał”, następnie był przechowywany w lnianych ścierkach. Przed rozkrojeniem chleba zawsze był robiony znak krzyża. W dzisiejszych czasach żaden chleb nie pachnie i nie smakuje jak tamten z dawnych czasów.

Maria Golec z Medyni  Głogowskiej

 

Pasienie  krów

           

            Z wypasaniem krów wiązały się różne ciekawe i śmieszne historie. Podczas dni wolnych oraz wakacji starsze dzieci oraz młodzież wiejska miała obowiązek zajmować się krowami. Wypasało sie w dwojaki sposób: przypięte na przyponie, czyli kołku metalowym lub drewnianym wbitym w ziemię. było to przyjemniejsze, gdyż było więcej czasu dla siebie. O drugim sposobie nie ma co mówić, gdyż nie dawał swobody pastuszkowi, krowy trzymano na łańcuchu i wypasano miedze, czasu wolnego nie było. W czasie wakacji pasąc w okolicy rzeki Młynówka od granicy Dąbrówek do Wisłoka zbudowano wodospady, gdzie pastuszkowie schodzili się kąpać. Kiedy głód zaglądał do żołądka, to podjadało się truskawki, jeżyny, maliny dziko rosnące, starsi przynosili brukiew z okolicznych pól, a w sierpniu ucztowało sie rzepą. Takie witaminy wystarczały.

Jolanta Wawrykowicz, Dąbrówki

 

            Wtedy były jeszcze na wsi pastwiska, a na nich sportowe boiska i oczywiście w lecie pasące się gromady krów. Przy okazji słuchaliśmy opowieści, że w Czarnej są tak wyszkolone krowy, że wracają wieczorem same do domu gospodarza. I to była prawda!

Stefan Ruta z Łańcuta, pochodzący z Medyni Głogowskiej

 

            Krowy pasło się od maja, dopóki śnieg nie spadł – do 13 listopada – do św Marcina. Rano koło 7 się wyganiało i koło 11 się przychodziło po te krowy. Były pod opieką pastucha. Kiedy krowy się zagnało i było ciepło wszystkie dzieci chodziły kąpać się do Wisłoka. Tam gdzie bród był. 

Antoni Piekło z Czarnej

 

            Kiedy pastuch zaganiał krowy każda sama wiedziała w którą drogę ma skręcić. Była tzw. krowa przewodniczka. Jeśli w gospodarstwie było kilka krów, wszystkie szły za krową przewodniczką.

Maria Zawadzka z Czarnej

 

            Najciekawiej było kiedy trzeba było cielaka nauczyć iść przy krowie. To wtedy to było rodeo!

Alicja Darzecka z Palikówki, pochodząca z Czarnej

           

            Krowy poiło się w smugach – to były takie zarośnięte szuwary i tam po deszczu z wiaderkami się chodziło by krowy miały co pić. A potem koło domu były studnie. Koryta były z drzewa, chyba z lipy zrobione i jak tylko krowy rano wyszły, to się wlewało, by krowy miały ciepłą wodę.

            W większości dzieci pasły krowy, i starsi. Dzieci w wakacje, bo tak to chodziły do szkoły. Najgorzej było jak jakaś krowa bodła. Zaznaczało się ją. Na rogach miała jakiś kawałek materiału.

Maria Zawadzka z Czarnej

 

Pranie          

             Namoczyło się na noc w sodzie. Soda to były takie bryłki przezroczyste, które rozpuszczało się w wodzie i trzeba było namoczyć w tym brudną pościel. Do rana mokło. Rano trzeba było namydlić szarym mydłem i na jakiejś ławce potrzeć rękami. Potem resztę prało się w naczyniach i w rzeczce. Kładło się deskę przy wodzie, pościel na nią się kładło i uderzało się z góry kijanką(…) Kijanka to była taka deska z rączką. Później płukało się to w czystej wodzie, krochmaliło się. Krochmal był przygotowywany z mąki pszennej, takie zagęszczone. To się rozpuszczało w większej ilości wody i to się płukało po to by było usztywnione pranie. Po krochmaleniu się wysuszyło. Po wysuszeniu było prasowanie. Nawijało się na wałek. Wałek był średnicy  10 cm i długi 170 cm. I prasowało się maglarką.  Maglarka to była deska, która od spodu miała ząbki, ale półokrągłe i pocierało się po tym, wałek się turlał, prasowało. Były też żelazka. Napełniało się je węglem drzewnym rozżarzonym i do prasowania drobniejszych (rzeczy) jak koszule męskie (…) sukienki, spódnice. Wysuszone trzeba było skropić (wodą) aby przy prasowaniu uzyskało się lekką wilgotność. Koszule męskie musiały mieć sztywny kołnierz i mankiety, musiały być eleganckie. To się składało w kostkę i układało w kufrach.       

Maria Ruszel z Czarnej

 

Dziecięce zabawy i obowiązki

            Myśmy się często bawili w podchody. Zabawki to były klocki drewniane, bratu pamiętam tato wyciął pistolet z drewna i tak tym się bawili jako chłopcy. Obowiązki. Dużo ich było w tamtych czasach. Po szkole to się krowy pasało na morgach, pomagało się mamie w domu. Grabało się grabiami siano, kopki się składało. Plewiło się jarzyny, ziemniaki. A wieczorem było odrabianie lekcji, mycie i spanie.

Krystyna Golec z Zalesia

GOKiR Czarna wykorzystuje cookies, które są umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo zmienić te ustawienia, korzystając z ustawień przeglądarki internetowej.